Warning: file_get_contents(http://hydra17.nazwa.pl/linker/paczki/aequabiliter.do-klamstwo.bialowieza.pl.txt): Failed to open stream: HTTP request failed! HTTP/1.1 404 Not Found in /home/server314801/ftp/paka.php on line 5

Warning: Undefined array key 1 in /home/server314801/ftp/paka.php on line 13

Warning: Undefined array key 2 in /home/server314801/ftp/paka.php on line 14

Warning: Undefined array key 3 in /home/server314801/ftp/paka.php on line 15

Warning: Undefined array key 4 in /home/server314801/ftp/paka.php on line 16

Warning: Undefined array key 5 in /home/server314801/ftp/paka.php on line 17
stwierdził rzecz skądinąd oczywistą.

- Trochę za bardzo się błyszczysz. Niech ją ktoś

stwierdził rzecz skądinąd oczywistą.

wyjętym z lat pięćdziesiątych sklepie z kosmetykami,
żonie
zauważyła Lizzie, dłubiąc widelcem w rozmiękłej
- Nie udało się - mówiła, cały czas się kołysząc - bo
Koszmar walki o oddychanie, wreszcie tracheotomia,
Tony Patston, który wypuszczony za kaucją po
rozumiał, po co niektórzy ludzie torturują się w
zapowiadała, i naprawdę zostawiła Irinę u matki?
starego mini, skąd zadzwoniła do biura i usłyszała
Przykładowe zadanie 2.
Ed przygryzł wargę w hamowanym śmiechu i ujął
kalectwo, toteż gdy usłyszała, że jeden z jego
lizzie zobaczyła w jego oczach nieugiętośc.
Tony wręcz czekał na płacz córki, gotów ją

- Chyba upadłaś na głowę! Ledwo pozbył się Ingrid i zaraz znajdzie kolejną lalę ze swojej sfery. Chcesz w tej krótkiej przerwie trafić do jego łóżka?

Łańcuch, któremu właśnie przyglądał się Mały Książę, nie wytrzymał próby i pękł, zaś jedna z jego części zmierzała
- Co to jest? - A jak ci się wydaje? - Dlaczego nie wsiądziemy do twojego wozu, gdzie jest klimatyzacja? Chris również nie miał specjalnej ochoty na piknik, ale wiedział, że jeśli zostaną w samochodzie, będą się kochać, po czym Lila wróci do domu. On zaś potrzebował więcej czasu, żeby uwieść ją gładkimi słowami. Wydawało mu się, że trafi do niej romantyzm posiłku na świeżym powietrzu. Ujął jej dłoń i pociągnął kobietę w stronę koca. Delikatnie zdjął jej kapelusz i pogładził szyję i dekolt. - Zacząłem się czuć nieco klaustrofobicznie, Lila. To przez tę sprawę z Dannym. W pomieszczeniach czuję się, jakby waliły się na mnie ściany. Kiedy tam jestem, potrafię myśleć wyłącznie o śmierci i o tym, w jak okropny sposób zginął mój brat. - Wsunął palce w jej włosy. - Chciałbym położyć się obok ciebie, zamiast szamotać się w samochodzie - wyszeptał. - Pomóż mi zapomnieć. Proszę. Jego słowa podziałały na Lilę i natychmiast zabrała się do pocieszania go. Po bardzo rozgrzewającej grze wstępnej usiadła na nim okrakiem, nadziewając się na jego męskość z takim impetem, że powietrze uszło z płuc Chrisa z głośnym westchnieniem. Przez kilka następnych minut Lila zachowywała się tak, jakby miała zamiar oczyścić umysł Chrisa ze wszystkich myśli, poza dotyczącymi ich śliskiego od potu spółkowania. Skoncentrowała się na przywróceniu jego dawnej równowagi emocjonalnej i podeszła do sprawy śmiertelnie poważnie. Po wszystkim zaczęła jednak narzekać. Nie lubiła przebywać na świeżym powietrzu. - Nigdy nie ma w pobliżu łazienki, kiedy człowiek musi z niej skorzystać - powiedziała. - Na przykład teraz. - Idź w krzaki. - I co, mam dostać wysypki w miejscu intymnym? Dziękuję, nie. Dwa kieliszki wina nieco poprawiły jej humor, podobnie jak przepyszna sałatka z kurczaka i chrupiące herbatniki serowe przygotowane przez Selmę. Jednak po zabiciu kolejnej naprzykrzającej się muchy, sięgnęła po kapelusz i oznajmiła, że czas na nią. Teraz Chris odsunął czas jej odjazdu kolejną lampką wina. - Dalej, pij - przytknął kieliszek do jej ust i przechylił go pod tak ostrym kątem, że strużki płynu pociekły po brodzie. Obserwował, jak spływają po szyi i dekolcie, znikając pod sukienką. Mrugnął do niej, a potem odsunął materiał i zlizał wino z piersi, - Doskonały rocznik - mruknął. Wzdychając z rozkoszy, Lila ułożyła się na kocu i odsunęła nieco stanik, żeby ułatwić działanie Chrisowi. Zanim jego usta odnalazły właściwy cel, zaczęła się o niego ocierać. - O Boże, to mnie doprowadza do szaleństwa - jęknęła. Chris poruszył szybko językiem. - Co? To? - Boże, tak. Ściskał jej brodawki między palcami, podczas gdy jego usta powędrowały w dół. Zanim skończył, zdążył się nieco przestraszyć, że Lila wyrwie mu wszystkie włosy. Odwdzięczyła się, biorąc go do ust, schłodziwszy go uprzednio odrobiną pinot grigio. Tuż przed szczytowaniem przeturlał się, położył się na niej i wszedł w nią gwałtownie. Odpowiedziała z równą pasją i oboje przeżyli silny orgazm, jednak gdy tylko uniesienie minęło, Lila odepchnęła go ramieniem. - Zejdź ze mnie. Jest gorąco, a ty jesteś ciężki. Z rozmazanym makijażem, potarganymi włosami i skotłowaną sukienką, która więcej odsłaniała, niż zakrywała, stanowiła żywy obraz rozpusty. Biedny George nie miał najmniejszych szans,
oglądali ten rysunek, zawsze przyglądali się narysowanej skrzynce z barankiem tak, jakby oglądali ją po raz
Nagle Tammy zawstydziła się swoich znoszonych rzeczy. Czy wypada przybywać w gości w takim ubraniu? Może Mark rzeczywiście miał rację i trzeba było kupić jakąś su-kienkę? Albo nawet i dwie...
- Ja też!
Podróżnik znowu przysiadł na krawędzi Odpoczywającego i zaczął uważnie przyglądać się swemu odbiciu w tafli
- Zawsze stąd rządzono krajem - powtórzył z uporem kamerdyner.
- Czasami, jeżeli mają szczęście... Chociaż tobie poszczęściło się bardziej niż mnie - dodał ciszej. Sayre zamknęła oczy, żeby nie widzieć jego uśmiechu. - I co takiego strasznego się stało, Sayre? - zapytał miękko. - Poddałaś się instynktowi. Czy to takie okropne? - Dla mnie? Tak. - Musisz sobie wybaczyć to, że okazałaś się człowiekiem. Przez cały dzień targały tobą silne emocje, a ty ani razu nie podniosłaś głosu, nie zapłakałaś ani się nie roześmiałaś. Twoje uczucia nie znalazły żadnego ujścia. Utrzymywałaś kontrolę, tę swoją chłodną, surową postawę, dusząc wewnątrz wszystkie emocje, aż osiągnęły stan wrzenia. Seks był wentylem bezpieczeństwa. Otworzyła oczy. - To, co zdarzyło się zeszłej nocy, było spowodowane gniewem i nie miało nic wspólnego z seksem. Beck skrzywił się lekko i spojrzał na nią z wyrzutem. - Byłem tam przecież, Sayre, pamiętasz? To, co się zdarzyło, to jak najbardziej seks. - Byłam wściekła. Chciałeś mnie obrazić i upokorzyć. - Chyba sama w to nie wierzysz. - Owszem, wierzę. Beck potrząsnął głową. - Gdybyś rzeczywiście tak sądziła, nie byłoby cię tutaj. Miał rację. Jeżeli to nie był seks, to jego bardzo dobra imitacja. Wszystkie sensacje, jakich doświadczała za każdym razem, gdy widziała Becka, miały zabarwienie seksualne. Świadomość jego obecności, nasycona seksem. Uderzenie hormonów do głowy. Nagła potrzeba, aby go objąć, znaleźć się w jego ramionach, nabrzmiała seksem. Pragnienie czysto seksualne, aby doprowadził ją do stanu wrzenia, do kulminacji, która paraliżowała wszelkie myśli. Byłoby cudownie poddać się pragnieniu, wykorzystać tego atrakcyjnego mężczyznę, zatracić się w fizycznych odczuciach. Ale ten mężczyzna był Beckiem Merchantem, najlepszym przyjacielem Chrisa i klakierem Huffa. - Nie mogę tego zrobić, Beck - wyszeptała. - Ja też nie. Z wielu powodów to bardzo zła rzecz. Położył dłonie na jej talii i przyciągnął do siebie. - Mimo to chcę cię mieć w swoich ramionach, dotknąć każdego fragmentu twojego ciała. A potem ją pocałował. Jego usta były ciepłe, język zwinny i Sayre poddała się zupełnie. Jęknęła nawet cicho na znak protestu, gdy Beck się odsunął. Dotknął kostką palca wskazującego rankę na jej dolnej wardze. - Nie za mocno? - Nie. Uśmiechnął się. - A może za słabo? Dotknął wrażliwego miejsca koniuszkiem języka, pocałował je delikatnie, a potem pocałował ją mocno, zachłannie. Jego dłoń przesunęła się z talii ku jej piersi. Gdy palce chwyciły delikatnie sutek, poczuła uderzenie pragnienia, niczym atak potwornego głodu. To było cudowne. Pożą-danie, pragnienie, jakkolwiek to nazwać, było cudowne, kuszące i przerażające zarazem, ponieważ wiedziała, że jeśli nie przerwie tego teraz, popełni kolejny błąd, jeszcze gorszy w skutkach niż ten poprzedniej nocy. - Nie mogę tego z tobą zrobić - powiedziała bez tchu. Zanim Beck miał szansę zareagować, odepchnęła go i pobiegła w stronę wyjścia. Zatrzymała się
I zaraz dodał:
- Kim jesteś? - spytał cicho. - Wiesz, kim jestem. Znasz mnie z college'u. - Beck uśmiechnął się przelotnie. - To również nie był przypadek. Poszedłem na Uniwersytet Stanowy Luizjany, ponieważ ty się tam uczyłeś. Zapisałem się do bractwa, ponieważ ty do niego należałeś. Wszedłem w twoje życie, zwróciłem na siebie twoją uwagę, żebym w odpowiednim momencie, kiedy przyjdzie mi dołączyć do Hoyle Enterprises, był już waszym długoletnim faworytem. Podziałało, i to lepiej, niż się spodziewałem. Zaakceptowałeś mnie bez mrugnięcia okiem, podobnie jak Huff. Od razu zyskałem wiarygodność. - Jesteś związkowcem, prawda? - Nie. - Prokuratorem okręgowym? Agentem FBI? - Nic tak wielkiego. - Więc kim, do cholery... - Jestem Beckiem Merchantem. Merchant to nazwisko mojego przybranego ojca. Zaadoptował mnie, kiedy poślubił moją owdowiałą matkę. Przyjąłem jego nazwisko, ponieważ już jako dziesięcio- czy dwunastolatek zacząłem planować wasz upadek i wiedziałem, że moje prawdziwe nazwisko mnie wyda. - Nie mogę się doczekać - rzucił kwaśno Chris. - Jak się naprawdę nazywasz? - Hallser. Chris szarpnął się lekko, a potem pokiwał głową, jakby uznawał spryt Becka. - To wiele wyjaśnia. - Sonnie Hallser był moim ojcem. - W takim razie powinieneś mścić się na Huffie, a nie na mnie. - Chodzi o coś więcej, niż o zemstę, Chris. Chcę zniszczyć was i wszystko, co reprezentujecie. Chris potrząsnął głową. - To się nigdy nie stanie - powiedział tonem, w którym pobrzmiewała litość. - Wasz upadek już się zaczął. Hoyle Enterprises zamknięto. - Jesteś w zmowie z Charlesem Nielsonem? - Ja jestem Charlesem Nielsonem, a może raczej nie ma żadnego Charlesa Nielsona. To tylko imię, nagłówek, podmiot kilku artykułów w prasie, które sam napisałem i rozesłałem. To kombinacja imienia i nazwiska mojego taty, z inicjałem jego drugiego imienia, C. - Sprytny chłopczyk. - Czekałem przez całe lata na ten dzień, Chris. Życie mojego ojca zostało mu odebrane całe dziesięciolecia za wcześnie, a dlaczego? Ponieważ stanął na drodze Huffowi. Huff go usunął. Wyeliminował. Wszyscy to wiedzieli, ale uszło mu płazem. Ty zrobiłeś to samo z Iversonem, ale wiesz co, Chris? - spytał, przyciszając głos do złowieszczego szeptu. - Tym razem to koniec. - I co zamierzasz zrobić, Beck? Doniesiesz na mnie? Jesteś naszym prawnikiem. Nie możesz ujawnić informacji o swoich klientach, inaczej usuną cię z palestry. - Sprytnie, Chris, ale problem w tym, że nic mnie to nie obchodzi. Nie chciałem być prawnikiem. Studiowałem prawo tylko po to, żeby się do was zbliżyć i uzyskać dostęp do wszystkich waszych brudnych sekretów. Będą o mnie źle mówić, nazwą mnie zdrajcą i obdarzą jeszcze gorszymi epitetami, ale mnie to nie wzrusza. Reprezentując ciebie i Huffa, przyzwyczaiłem się, że ludzie uważają mnie za najgorszy rodzaj gówna. Nie oczekuję niczego nowego. - Zabezpieczyłeś się ze wszystkich stron, co? - Tak. - I co teraz? Powinienem zemdleć czy jak?
Kapelusz uciskał ją w skronie, wywołując ból głowy, więc Sayre zdjęła go już wcześniej. Rozpuściła również włosy, pozwalając im spłynąć na plecy. Wilgoć w powietrzu sprawiła, że skręciły się w naturalne loki, które zawsze prostowała szczotką i żelazkiem do włosów. Przed chwilą pochwyciła swoje odbicie w lustrze na korytarzu i zauważyła, że znów były w nieposkromionym nieładzie, tak jak w młodości. Promienie słońca wpadające przez wysokie okna oranżerii błąkały się po jej lokach, rozpalając je żywą czerwienią. Beck przyglądał się grze światła na włosach w taki sposób, że Sayre nagle zatęskniła za cieniem. Drażniło ją również to, że musiała odchylać głowę, aby na niego spojrzeć. Alternatywą było przemawianie do sprzączki jego paska. Tak czy owak, była na przegranej pozycji. Postanowiła wyjść i z tą intencją przesunęła się ku brzegowi ławki. - Przepraszam - rzuciła, wstając. - Interesujące imię. Zatrzymała się w pół ruchu i spojrzała na niego przez ramię. - Słucham? - Sayre. Kto ci dał to imię? - Matka. - Rodzinna tradycja? - To po jej prababce ze strony ojca. - Podoba mi się. - Dziękuję. Mnie też. - Przez cały ten czas, od kiedy zacząłem pracować dla waszej rodziny, nie wiedziałem, jak się je wymawia. - Tak, jak się pisze. - Wygląda mi na to, że powinno brzmieć S-a-y-e-r, a nie S-a-y-r-e. - Czy to ma znaczenie? - Najwyraźniej nie. Znów zamierzała wstać, ale zatrzymał ją: - Wciąż nie odpowiedziałaś na moje pytanie, Sayre przez r-e. Tym razem odwróciła się i spojrzała mu prosto w oczy. - Próbuje pan być miły? - Nie, po prostu podtrzymuję konwersację. Wygląda jednak na to, że cokolwiek bym powiedział, choćby zupełnie błahą rzecz, i tak cię zirytuję. Dlaczego? Westchnęła głośno i skrzyżowała ręce. - Nie przypominam sobie pana pytania. Skinął głową w kierunku pianina. - Potrafisz na tym grać? - Niestety, nie. Gdy miałam osiem lat, matka zapisała mnie na lekcje gry na pianinie i kazała mi ćwiczyć godzinę dziennie, „ponieważ każda młoda dama powinna grać na instrumencie", jak powiedziała. - Sayre uśmiechnęła się na wspomnienie reprymend za to, że nie chciała się uczyć, - Próbowała poskromić moją dzikość serca, ale koniec końców poddała się i uznała, że jestem przypadkiem beznadziejnym. Gra na pianinie wymaga talentu muzycznego i samodyscypliny, których ja nie posiadałam. - Naprawdę? - Przycupnął tuż obok niej, plecami do instrumentu. Siedzieli udo w udo i twarz w twarz. - Brakuje ci samodyscypliny? - Nie miałam jej jako ośmiolatka - odparła oschle. - Od tamtego czasu nieco nadrobiłam zaległości.
- Więc przybyłeś złożyć mi hołd i podarować ten piękny kwiat, który trzymasz w dłoni? - Król bardziej stwierdził
- Zrobiłaś mi śniadanie? - spytał, zaskoczony i rozbawiony. - Ach, chciałaś mi jakoś wynagrodzić to, że tak mnie porzuciłaś wczoraj?
- Skoro tak, to czemu władza nie przeszła na kogoś z tamtej rodziny, tylko na ciebie?
- Zawsze stąd rządzono krajem - powtórzył z uporem kamerdyner.

©2019 aequabiliter.do-klamstwo.bialowieza.pl - Split Template by One Page Love